niedziela, 11 marca 2012

Czy Kraków "idzie jak burza"?

Wg raportu Tholons "Top outsourcing cities 2012", Kraków zajął bardzo wysokie – bo aż 11 - miejsce  jako jedno z najlepszych miast  pod kątem sektora nowoczesnych usług biznesowych. I to na całym świecie, a nie tylko w Europie. Wyprzedziliśmy np. stolicę Czech czy Węgier.


Badanie Tholons bierze pod uwagę szeroki zakres kryteriów takich jak m.in. ilość i jakość zasobów ludzkich, wykształcenie pracowników (którzy są dostępni na danym rynku pracy), koszty, infrastrukturę, profil ryzyka, a także jakość życia. Brzmi to bardzo ładnie, ale co oznacza dokładniej?
Po pierwsze wg raportu z 2010 roku nasza pozycja się nie zmieniła. 2 lata temu Kraków również zajmował 11 miejsce na liście.
Po drugie Kraków (tak samo jak Praga czy Budapeszt) należą na razie do tzw. miast wschodzących (emerging). Aż 26% (największa procentowo grupa) to miasta z Europy Wschodniej, podczas gdy z Europy Zachodniej pochodzi tylko 4% miast.
Po trzecie – w 2009 roku Kraków zajmował… 4 pozycję na świecie. http://www.tholons.com/Top50_article.pdf Wyprzedzał go jedynie Pekin, Szanghaj oraz Cebu City na Filipinach. Czy więc należy się cieszyć z tego spadku? W raporcie z 2009 roku czytamy o Polsce:

 
“Poland is emerging as a premiere nearshore shared services center for Western European and Scandinavian client markets. With its capabilities in serving the full spectrum of services in both ITO and BPO spaces—Poland has emerged as arguably the strongest competitor in the region for a spot in the Top 5 Offshore Nations list. While other countries in the region struggle to develop and build a scalable/ employable talent pool, Poland’s population of almost 40 million and world-class education system—has successfully positioned its place among the top offshore nations.”

Raport chwali więc chwali naszą edukację na światowym poziomie, szerokie spektrum usług w sektorach: ITO — Information Technology Outsourcing (to cała branża IT, np.programowanie) oraz  BPO — Business Process Outsourcing (tu zawierają się np. call cetners oraz doradztwo ubezpieczeniowe).  
GS

Po czwarte – Kraków przegonił Warszawę. Stolica Polski zajęła 38 miejsce, czyli dalsze, niż stolice Węgier i Czech. Wrocław natomiast – który dość szybko dogania czołówkę miast polskich – zajął 78 miejsce jako miasto aspirujące. Biorąc pod uwagę, że jeszcze 6 lat temu nie był on w ogóle brany pod uwagę, przez 3 kolejne lata znajdował się „na celowniku” a w 2010 zajął 84 pozycję (czyli w ciągu roku skoczył o 6 miejsc w górę!) Wrocław może mieć powody do dumy.


Po piąte – co to oznacza dla rynku pracowników? Na sprawę można patrzeć w różnych punktów widzenia. Oponenci twierdzą, że żadnych skutków pozytywnych nie mamy co wypatrywać, bo oznacza to jedynie zatrudnianie w Polsce „wklepywaczy” np. faktur czy danych, a nie ludzi na wysokie, odpowiedzialne stanowiska. Co więcej, niestety większość osiąganych zysków odpływa z powrotem do krajów inwestorów. Można również wysnuć wnioski, że taka tendencja jest jedynie przejściowa i niebawem – bo czym dla gospodarki jest 10-15 lat – firmy przeniosą się do kolejnych rynków wschodzących. Już teraz wg raportu „na celowniku” są takie miasta jak Mińsk, Lwów, Cluj-Napoca, Belgrad, Niżny Nowogród czy Zagrzeb. Co wtedy stanie się z „wklepywaczami”? Czy zostaną na bruku, nie potrafiąc robić nic innego? Wielu widzi właśnie taki czarny scenariusz.

Można jednak spojrzeć na sprawę z nieco bardziej optymistycznego punktu widzenia. Firmy outsourcingowe dają Polakom miejsca pracy. Korporacje mają oczywiście swoje minusy, jednak są też w stanie zapewnić to, czego ogromna część firm polskich (zwłaszcza małych) nie jest w stanie – dobrą opiekę medyczną, jasne standardy pracy, wyjazdy integracyjne i motywacyjne, przyjazną atmosferę. Jednak to, co przyciąga pracowników najbardziej jest oczywiście umowa o pracę i dobre wynagrodzenie. Dobre, bo już na początek zazwyczaj znacznie przekracza najniższą krajową, natomiast na wyższych stanowiskach, na które zresztą można trafić dużo szybciej, niż w firmach polskich, zarobki są już bardzo przyzwoite, a nawet wysokie. Nie bez znaczenie jest również stabilność pracy oraz uzyskanie zdolności kredytowej, bez której w Polsce kupienie mieszkania graniczy z cudem.

Patrząc jednak z perspektywy na całokształt zjawiska, niestety smutnym faktem jest to, że Polacy składają się na wielki sukces firm zagranicznych. Coś przy okazji uszczkną dla siebie, ale są to okruchy ze stołu. Bardziej wartościowym trendem byłoby obniżanie kosztów zatrudnienia Polaków w firmach polskich, inwestowanie w szkolenia, wspieranie rdzennych inicjatyw, popieranie przedsiębiorczości młodych Polaków. Czy jednak w Polsce nie pokutuje wciąż pogląd, że czymś prestiżowym jest pracowanie w międzynarodowej korporacji? Czyż nie jest to swoiste wyróżnienie i znacznik statusu społecznego? Czyż Polacy dalej nie wyrośli z kompleksów? Przecież mając taką ilość magistrów i doktorów nasze ambicje powinny być wyższe niż bycie wyrobnikami zagranicznych potentatów…





piątek, 9 marca 2012

Prostujemy obraz Stolicy

No i stało się. Jednak Miasto Stołeczne ugięło się pod miażdżącą krytyką internautów i postanowiło zmienić oficjalną wersję filmiku promującego Warszawę na Euro 2012.







Z filmu wycięto najbardziej kontrowersyjną scenę pozbawiając głównego bohatera porannej erekcji. Zniknęło też wrażenie, że mężczyzna, widząc piękną młodą kobietę, puszcza się za nią w pogoń. Teraz film ogląda się dużo przyjemniej i nawet jest bardziej spójny. Nie ma się już wrażenia, że "Pan goni Panią" a raczej, że biegną razem. Ba, nawet przez chwilkę Pani goni Pana, co nadaje wzajemnego charakteru całemu biegowi. Pani troszkę flirtuje z Panem, nikt nikogo na siłę nie goni, jest nawet czas przystanąć przed przejściem dla pieszych i wspólnie wziąć głębszy oddech.


Internauci potrafią być bezlitośni i wychwycić nawet najmniejsze drobiazgi - dopatrzyli się np. tego, że pod koniec filmu Pan zerka na zegar na wieży, po czym na własną rękę, na której ewidentnie powinien być zegarek, sugerując, że musi już znikać. Ten fragment również został wycięty.




Usunięto również najbardziej nierealistyczną scenę skoku przez Wisłę. Może i dobrze, bo trochę przypominała czołówkę jednego ze znanych programów ze śpiewaniem w roli głównej. Film jest lepiej zmontowany - np. przy zbieganiu po schodkach na Stadionie Narodowym następuje zwolnienie, dzięki czemu widz ma okazję lepiej się stadionowi przyjrzeć. I bardzo słusznie. Skoro już wybudowaliśmy najdroższy stadion na świecie (!) to przynajmniej pokażmy go światu. Może dzięki  temu uda się po Euro pokryć koszty jego utrzymania (nota bene 30 mln złotych). Tak właściwie, dobrze by było jeszcze w kilku innych miejscach wprowadzić takie małe "zatrzymania kadru", aby widz - zwłaszcza zagraniczny - miał szansę zawiesić oko na elementach stolicy, z których możemy być dumni.


Reasumując, film jest krótszy, bardziej dynamiczny, nie budzący negatywnych skojarzeń. Pewnie można było wymyślić lepszy scenariusz (skoro już wzorowano się na filmie promującym Londyn...), pokazać miasto bardziej profesjonalnie, dokładając mocną warstwę dobrych skojarzeń, ale i tak nie jest źle. Szkoda tylko, że filmik nie pozostawia po sobie żadnego trwalszego "śladu" - chwytliwej melodii, dobrego żartu (rozśmieszyć widza - mistrzostwo!) czy historii, którą koniecznie trzeba pokazać znajomemu - np. przesyłając mu link do naszego filmiku przez portal typu fb.


Jaki z tego morał? Może warto czasem otworzyć się na dialog z publicznością? Internauci potrafią zjeść żywcem ale mogą również wychwycić niedociągnięcia i być źródłem cennej krytyki. Może warto było wypuścić film do sieci prosząc o komentarze, zanim stanie się on oficjalnym fimem promującym stolicę?
Jedno jest pewne - internautów lepiej nie lekceważyć.