wtorek, 4 grudnia 2012

Małopolska zaskakuje.



Faktycznie zaskakuje. I to pozytywnie. Ostatnio pojawia się coraz więcej spotów promujących region oraz Kraków wykonanych na poziomie i z klasą.

Najpierw zabłysnął Tomasz Palec – ma trafiać do ludzi młodych, zachęcać do studiowania w Krakowie i rozwijania tu biznesu. Animacje na wysokim poziomie, z pomysłem i bez zadęcia. Język dopasowany do grupy docelowej. Jedno małe „ale” to głos Tomasza, który wydaje się zbyt...dojrzały jak na studenta 4. roku (głosu Palcowi udzielił krakowski aktor Tomasz Schimscheiner, który jest po czterdziestce). Ale taki drobiazg można wybaczyć, zwłaszcza, że cykl Tomasza Palca jest spójny, spoty krótkie i treściwe, zróżnicowane i z przymrużeniem oka.




Na uwagę zasługuje też najnowszy spot: „Małopolska. Zaskakuje”. Pomysł ciekawy, dobór „instrumentów” prezentuje wachlarz możliwości regionu. Nie zaszkodziłoby co prawda przyłożyć się odrobinę mocniej, dodać jeszcze kilka akcentów, np. tętent końskich kopyt czy pstrykanie długopisu w ręce biznesmana, jednak całość zdecydowanie na plus.

piątek, 30 listopada 2012

Co robią firmy na Facebooku? Drzemią...?


Facebook od dobrych kilku lat króluje w sieci. Głównie jako platforma osobista, nasze własne miejsce w sieci, gdzie uzewnętrzniamy swoje przemyślenia. O użyteczności Facebooka w sprzedaży mówi się ostatnio sporo i raczej skrajnie – jedni twierdzą, że jest to genialny kanał sprzedaży, inni – że nie ma on żadnej siły oddziaływania i jest jedynie kolejną platformą reklamową. Prawda, jak zwykle, leży pośrodku.



Z jednej strony, Facebook rzeczywiście nie jest typową platformą sprzedażową, o czym sporo specjalistów od marketingu zdaje się zapominać, zarzucając fanpage firmy reklamami, obniżkami i ofertami. Czasem kuszą konkursem z nagrodami i wymuszają „lajkowanie” strony. W ten sposób pozyskani fani są oczywiście mało warci, nie angażują się w relację z marką i o ich lojalności można zapomnieć.

Z drugiej strony, prawie każda firma zakłada fanpage na Facebooku. Pytanie brzmi: po co? Co nasi potencjalni klienci mają z niego wynieść? Tu zaczynają się schody. Prawdą jest, że  kontent fanpage w dużej mierze zależy od branży firmy. Klub muzyczny nie będzie miał problemu z treścią – nadchodzące koncerty, imprezy tematyczne, goście, aktualności a nawet promocje na drinki będą naturalną konsekwencją istnienia na fb i, co więcej, tego właśnie będą oczekiwać stali bywalcy.



Co jednak, kiedy na Facebooku zdecyduje się założyć profil agencja eventowa, hotel czy PCO? Jakie treści i jak często powinny się pojawiać na fanpage’u? Dlaczego klient miałby polubić fanpage hotelu, w którym spędził 2 noce podczas konferencji? Dlaczego potencjalny klient miałby przeglądnąć zawartość fanpage’a PCO w Krakowie szukając miejsca na swoją konferencję? Załóżmy, że jesteśmy zagraniczną firmą i chcemy zorganizować konferencję w Polsce, bo podobno jest tu taniej niż np. w Niemczech. Jak szuka firma? Otóż, przede wszystkim, nie szuka firma. Szuka człowiek. Czy jest to przysłowiowa Pani Zosia z sekretariatu, czy szef HR-u trzeba pamiętać, że jest to osoba z krwi i kości, podatna na obrazy, słowa i sposób prezentacji. Czasami decyzje zapadają już na tym etapie i nie chcielibyśmy, aby zostały podjęte z powodu martwego fanpage’a, na którym ostatni news pojawił się 3 miesiące temu. Strona rojąca się od setek nieprzeselekcjonowanych oraz niepodpisanych zdjęc również może odstręczać. Działania w Google są niezmiernie ważna, to prawda. Ale przystępna, profesjonalna strona www oraz skuteczne pozycjonowanie to dopiero połowa sukcesu.

Założyć profil firmy na fb nie sztuka. Uzupełnić podstawowe informacje i zdjęcia również. Tylko co dalej? Nie ma nic gorszego niż profil, który nie żyje. W którym posty pojawiają się raz na miesiąc lub publikowane są jedynie oferty lub chmary zdjęć, w których nie wiadomo o co chodzi. Nie ma wyznaczonej osoby, która regularnie uzupełni fanpage obrobionymi zdjęciami z podpisem, wyszuka ciekawe artykuły, zaplanuje cykl tematyczny? W takim wypadku dużo lepiej w ogóle zrezygnować z fanpage, bo może przynieść więcej szkód niż pożytku.



A gdyby tak Pani Zosia np. z Kopenhagi wpisała w Google: Krakow/conference/PCO i trafiła na profil PCO, na którym umieszczone są zdjęcia pracowników w codziennych biurowych sytuacjach, pracowników z krwi i kości, którzy czasem, tak jak i ona, ratują się czwartą filiżanką kawy albo z uśmiechem prowadzą study tour? Gdzie ostatni wpis jest maximum sprzed 4 dni i prezentuje w krótkiej notce i 6 zdjęciach ostatni zrealizowany projekt. Gdzie możemy znaleźć krótkie spoty prezentujące Kraków jako miejsce nie tylko z tradycjami, ale również nowoczesne i nastawione na biznes. Gdzie Pani Zosi może ślinka napłynąć do ust, kiedy zobaczy apetyczne zdjęcie oraz przepis na jeden z krakowskich przysmaków zaprezentowany jako kolejny odcinek regularnej serii „Kraków na widelcu”. To Kraków ma piękne nowoczesne, dopiero powstałe centrum konferencyjne z widokiem na zamek? Wow, szefowi na pewno się spodoba. O, zdjęcia z marszu jamników przez Rynek Krakowski! Pani Zosia również ma psa, wprawdzie ratlerka, ale już mamy podstawy platformy zaufania. A może Pani Zosia chętnie przeczyta referencje wystawione przez ostatniego klienta okraszone zdjęciem zadowolonego Pana Prezesa? A czemu nie ułatwić zadania Pani Zosi i nie zaprezentować w skrócie wyników raportu na temat turystyki biznesowej w Krakowie na przestrzeni ostatnich 5 lat, żeby łatwiej było uzasadnić wybór przełożonemu. Czy Pani Zosia kliknie przycisk „lubię to”? Prawdopodobnie nie. Dana firma PCO może nie dowiedzieć się od razu o motywacji firmy XYZ, która wyśle do niej zapytanie, co nie zmienia faktu, że tak zdobywa się klienta.



Nie zapominajmy również o tym, że obecność na Facebooku może być odczytywana, jako nadążanie za trendami, pomaga w pozycjonowaniu firmy i pokazaniu jej bardziej ludzkiej twarzy (a przecież bardziej ufamy ludziom, których znamy, choćby ze zdjęcia, niż bezosobowej firmie). Co ważne, profil na Facebooku możemy również zintegrować z narzędziem Google Analytics i sprawdzać przeróżne parametry, np. skąd ludzie trafiają na nasz fanpage, czy przechodzą tam z naszej strony internetowej, czy są przekierowani z innych stron, czy szukają jej w wyszukiwarkach, z jakich krajów pochodzą, jakich słów kluczowych używają itp. To bardzo cenna wiedza dla stargetowania swojej grupy docelowej i skoncentrowania działań marketingowych na najbardziej dochodowych polach.

Przy dobrych wiatrach i odrobinie motywacji (lub prowokacji), klienci będą mieli sami coś do powiedzenia na temat naszej firmy. A wtedy pozostaje słuchać, nawet jeśli będą to uwagi negatywne. I zgodnie z japońską filozofią KAIZEN poprawiać, poprawiać, poprawiać. 

wtorek, 17 lipca 2012

Stary, piękny i sobie poradzi...Klątwa Krakowa 



Kraków, miasto królewskie, dawna stolica Polski. Mogłoby się wydawać, że drugie co do wielkości miasto Polski błyszczy niczym klejnot w koronie. Ale czy na pewno? Z czego Kraków może być dumny?


Na pierwszy rzut – ICE
Nowe centrum kongresowe faktycznie w świetle innych krakowskich obiektów robi wrażenie. Nowocześnie zaprojektowane, z dużą salą na ponad 2 tysiące osób, z naprawdę przyzwoitą witryną internetową, uruchomioną na dwa lata przed otwarciem może się wydawać osiągnięciem nie z tej ziemi. Kiedy się jednak przyjrzymy bliżej temu osiągnięciu, to już teraz daje się dostrzec konkurencja dla tego obiektu.




Gromada 
Niebawem otwiera się Centrum Hotelowo-Konferencyjne Gromada, które nie dość, że będzie dysponować dwoma salami, mieszczącymi 2200 osób, to umożliwia jednocześnie zakwaterowanie dla 420 osób. Może nie jest zlokalizowane w tak strategicznym miejscu jak ICE ale nie powinno mieć dużych problemów ze zdobywaniem kongresów na 5 tysięcy osób. Jedno czy drugie centrum – dla Krakowa nie powinno mieć aż tak znaczących konsekwencji (niezależnie od sponsorów inwestycji). Co jednak, jeśli tuż pod nosem rośnie Krakowowi groźna konkurencja?




MCK, czyli Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach
Inwestycja, która kosztuje miasto prawie tyle samo, co ICE kosztuje Kraków, a nawet 50 milionów złotych mniej, a przełożyć się może na niebagatelny zwrot z inwesycji. Centrum formę będzie miało dość ciekawą – wprawdzie część centralna została zaprojektowana jako typowy „klocek”, za to jego dach zostanie pokryty trawą i stanie się zielonym tarasem dla mieszkańców Katowic i dostarczającym chwili wytchnienia w centrum miasta „korytarzem” dla uczestników konferencji. A tych w MCK zmieści się naprawdę sporo – obiekt jest bowiem zaprojektowany na, bagatela, 15 000 osób! Tyle w Krakowie zmieści się pod jednym dachem jedynie w budowanej właśnie Hali Widowiskowo - Sportowej w Czyżynach. Największa sala może śmiało konkurować z największymi gigantami na rynku europejskim, Niemcami, czy Austrią, gdyż w układzie kongresowym pomieści aż 8 tysięcy osób, a podczas koncertu zgromadzić może nawet 12 tysięcy. Przy tych liczbach blednie nawet stojący od lat zaraz obok powstającego MCK Spodek, którego pojemność całkowita to 11,5 tysiąca. A na tej sali przecież MCK nie kończy – będzie też sala bankietowa na tysiąc osób, foyer na 300, Audytorium z własnym foyer, mieszczące wspólnie 1200 osób, ogromna restauracja dla 450 gości oraz 18 sal konferencyjnych. Jak to możliwe, że w centrum Katowic z pieniędzy publicznych powstaje obiekt 3 razy większy od krakowskiego i jeszcze o 50 milionów tańszy?




Póki co Katowice nie figurują w ścisłej czołówce pod kątem ilości odbywanych konferencji i innych spotkań biznesowych, jednak to się może wkrótce zmienić. Sfinansowane ze środków wojewódzkich oraz miejskich Centrum może stać się motorem napędowym dla śląskiej turystyki biznesowej, która przyciągnie inwestycje i zaraz zaroi się tam od 4 i 5- gwiazdkowych hoteli. Katowicki port lotniczy już w tej chwili obsługuje blisko 3 miliony pasażerów rocznie, pozostając tylko nieznacznie w tyle za obsługującym 3-3,5 miliona pasażerów Krakowem. Jeśli dodać do tego niesnaski pomiędzy Mikołajem Ziółkowskim z Alter Art a władzami Krakowa, niebawem możemy stanąć przed smutną dla Krakowian perspektywą przenosin Coke Live Music Festival właśnie do Katowic.




Drogą czy drogo?
Może zatem Kraków nadrobi inwestycjami drogowymi? Koleją? Stadionem? Pominięcie Krakowa przy przydziałach na Euro 2012 jeszcze długo będzie się zarówno władzom, jak i mieszkańcom odbijać czkawką. Stadiony powstały. Nawet aż dwa. Co dalej? Dworzec wciąż niedokończony, wschodnia obwodnica miasta wciąż nie ujrzała światła dziennego, autostrada między Krakowem a Katowicami wciąż niezmiennie przyprawia kierowców o palpitacje z powodu kosztów oraz niekończących się remontów (czy może budowy?), lotnisko już nie radzi sobie z przepustowością a turyści wciąż nie mogą dojechać szynobusem pod sam port lotniczy.




Kolej na kolej?
Najlepiej tę szybką! Niestety, tu również ściana – główne linie kolei mknącej z zawrotną jak na polskie warunki prędkością 350 km/h zaplanowano tak, aby połączyły stolicę z Łodzią, Poznaniem oraz Wrocławiem. Środek ciężkości w temacie transportu zarówno kolejowego, jak i drogowego, a nawet lotniczego zaczyna się przesuwać niebezpiecznie dla Krakowa na zachód, a dokładniej na obszar trójkąta, którego kąty wyznaczają: Warszawa, Katowice i Poznań (a po drodze i Wrocław). Kraków zdaje się zostać zepchnięty na ubocze. Powodów takiego stanu rzeczy należałoby dociekać u samej góry – może odwieczny spór między Warszawą a Krakowem przybrał wreszcie poważne rozmiary? 


„O Kraków też ktoś musi walczyć, a nie tylko mówić, że jest stary, piękny i sobie poradzi. Sam sobie nie poradzi” - zauważa prof. Antoni Tajduś, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej. Tylko kto takim śmiałkiem będzie i ilu ich potrzeba, aby w Krakowie dostrzeżono nie tylko stare kościoły i gołębie, ale potencjał stania się ważnym ośrodkiem turystyki biznesowej?


Panowie, tam u góry, może czas wychylić razem głębszego i zapomnieć o sporach, swadach i preferencjach politycznych. I to szybko, zanim przegonią nas Katowice!